Szacunek dla zaocznych

Szacunek dla zaocznych

Studia niestacjonarne stanowiły kiedyś margines w funkcjonowaniu polskich uczelni. Dziś to ich podpora. Ciekawe czy studenci ci czują się filarem szkolnictwa wyższego?

A przecież to oni finansują w stu procentach uczelnie prywatne i w znacznym stopniu zasilają kasę szkół publicznych. Dzięki nim wykładowcy mają lepsze warunki pracy i płacy, a politycy mogą z dumą mówić o boomie edukacyjnym oraz wysokich kwalifikacjach polskich pracowników. W statystykach wygląda to imponująco: dynamicznie wzrasta liczba uczelni, kierunków studiów, magistrów, inżynierów, licencjatów.

Z drugiej strony towarzyszy temu ogromny wysiłek: finansowy, logistyczny, intelektualny, który ponoszą studenci studiów niestacjonarnych. To ich budżety muszą udźwignąć niemałe koszty studiów, czesne, dojazd, zakup pomocy naukowych oraz inne wydatki związane ze studiowaniem. Poświęcają swój wolny czas (weekendy, urlopy) na uczestnictwo w zajęciach, organizują sobie dojazd (jedna z grup dojeżdżała kiedyś wynajętym autobusem, jego kierowca też studiował), noclegi, kserokopie materiałów, długo oswajają się akademickimi labiryntami instytucji i kadr. Często muszą godzić naukę z pracą (nawet za granicą), rozwojem rodziny, organizacją domu. Obowiązkowe zajęcia realizują kompleksowo, spędzając na salach wykładowych nawet 10 godzin dziennie. To stąd gorzki dowcip, o tym, że do studiowania trzeba mieć nie tylko mocną głowę…

Takie myśli nachodzą mnie po kolejnym weekendzie wypełnionym zajęciami na studiach zaocznych. I wątpliwość, czy aby zawsze pamiętam o wszystkich tych złożonych uwarunkowaniach studiów niestacjonarnych. Może choć w ten sposób wyrażę tytułową myśl tego wpisu.

/ Bez kategorii

Share the Post

About the Author