Wykluczeni, przegrani, zapomniani

Wykluczeni, przegrani, zapomniani

Jestem fanem samorządności lokalnej, wspieram inicjatywy gmin i powiatów, promuję gdzie mogę lokalnych patriotów, działaczy, samorządowców. Rok temu, z okazji 20-lecia, swoimi tekstami wyprodukowałem na ten temat chyba beczkę miodu. Dziś będzie łyżka dziegciu.

Powodem jest samotna walka Andrzeja Jarczewskiego z Gliwic o powrót do pracy. To były wiceprezydent tego miasta, autor wielu książek (w tym: Jak złowić opla), klucznik Radiostacji Gliwice, lokalny społecznik i animator kulturalnych wydarzeń. Obecnie bez zatrudnienia, za to z kłopotami sądowymi i etykietą wariata. Z jego perypetiami można się zapoznać na www.ajarczewski.republika.pl – tutaj.

Historia pana Andrzeja to egzemplifikacja szerszego zjawiska wykluczenia społecznego i politycznego ludzi, którzy zadarli z lokalną władzą. O tym wyalienowaniu prowincjonalnych społeczników niewiele się pisze, a jeśli już to nawet na zasadzie kopania leżącego. Można się o tym przekonać czytając choćby tytuły relacji powyborczych: Już po burmistrzu; Przerżnął z kretesem; Bez-radny. Tak dziennikarze komentują porażkę wyborczą wielu zasłużonych samorządowców, którzy często przez kilkanaście lat służyli swoim  społecznościom, by później w wyniku głosowania (w którym do mandatu zabrakło czasem tylko kilku ,,krzyżyków’’) pożegnać się z pracą publiczną.

Na tym polega demokracja, ktoś powie. Zgoda, ale jednocześnie należy dodać, że w ten sposób pozbawiamy lokalne wspólnoty doświadczenia i zaangażowania tysięcy (może i setek tysięcy) działaczy. Nie ma dla nich miejsca w komitetach środowiskowych, bo ten szwedzki pomysł na aktywizację u nas nie został wdrożony, podobnie jak funkcjonująca tam instytucja zastępcy radnego. Od 2002 r. zlikwidowano ustawowo inny rodzaj społecznika – ,,członka komisji rady’’ nie będącego radnym. Zmniejszono o ponad 20 tys. liczbę radnych (niby z oszczędności, jakby nie wystarczyło obcięcie im diet). Od 2007 r. mamy też o   ok. 30 tys. mniej ławników sądowych.

Rośnie za to liczba wybitnych, ale wykluczonych jednostek, o których zapominamy. Takich, co to kiedyś pracując dla swojej społeczności lokalnej żyły sobie wypruwali, a potem stali się niewygodni, albo po prostu przegrali marketingowo kolejną kampanię wyborczą. Pan Andrzej Jarczewski – bezrobotny, choć zdolny, wykształcony i doświadczony – ma sobowtórów w każdym powiecie. A tymczasem wśród rządzących nami wójtów, burmistrzów, prezydentów, radnych, parlamentarzystów, nie brakuje cyników, nieudaczników i głupców.

/ Bez kategorii

Share the Post

About the Author