Grunt to hobby
Podobno na rozmowach kwalifikacyjnych pytają o formy zagospodarowania wolnego czasu. Wygląda mi to na ingerencję w dość intymną sferę życia. Ale w ankiecie zamieszczonej na tej stronie pytania są bardziej taktowne.
Zakładając wiarygodność podawanych tu odpowiedzi, to wszyscy jesteśmy zapracowani, a na przyjemności (czyli hobby) poświęcamy średnio kilkanaście minut dziennie. A co na ten temat ustaliło CBOS? Z sondażu wynika, że wolnego czasu mamy mniej niż dawniej. Przeznaczamy go głównie na telewizję (54%), rzadziej czytanie (37%) i życie towarzyskie (18%) oraz komputer, Internet (11%). Blisko 59% osób czynnych zawodowo pracuje również w weekendy [dzień dobry]. Aż 17% zatrudnionych twierdzi, że w ogóle nie ma czasu wolnego [do widzenia].
Wiadomo, że aby mieć czas na hobby, najpierw trzeba zrealizować obowiązki w zakresie nauki, pracy, rodziny i innych obszarów, w których obecność i aktywność jest obligatoryjna. No chyba, że permanentne uczenie się albo pracoholizm lub domatorstwo i familijne spędzanie czasu, to takie wynaturzone hobby. Rozumiem, ale nie popieram. Hobby to musi być to ,,coś’’! Jeśli poświęca się temu mniej niż godzinę dziennie, to chyba nie jest to wystarczająca przyjemność.
Tak… pewnie zły temat sobie na wpis wybrałem, bo trwa sesja poprawkowa. Studenci pochłonięci nauką, wykładowcy dawaniem kolejnych szans ,,pechowcom”. Gdzie tu miejsce na hobby? Jednak chętnie zastosuję taryfę ulgową dla tych (spóźnialskich, zapominalskich, niedouczonych etc.), którzy przekonają, że mają sensowne hobby, które zabrało im czas i chęć na zrealizowanie zobowiązań studenckich, z których ja z kolei muszę rozliczać. Może to hobby wciąga tak, że sam zapomnę o obowiązkach. W końcu mamy jeszcze karnawał, można się więc zapomnieć…