Jadę do Australii
Odwołuję wszystkie zajęcia, konsultacje, spotkania etc. Nie przygotuję referatów na konferencje, ani tym bardziej nie wezmę w nich udziału. Nie będę egzaminował, ,,dawał’’ zaliczeń, robił wpisów. Nie zamierzam czytać i (co oczywiste) poprawiać prac magisterskich. Nie pójdę na radę wydziału, instytutu itp.
A za to pojadę do Australii. Zaraz jak tu stoję, jadę. Do kangurów, do antylop, lian… i do tubylców, autentycznych kanibali. Wykąpać się w lagunie na golasa, razem z małpą człekokształtną, z makakiem, wleź na palmę daktylową, po sawannie pohasać i się poczuć tak naprawdę… ssakiem.
Tak się czasem człowiekowi, w tej jego biednej głowie pie… . Jakoś fatamorgana, czy ja wiem? Ale lecisz w jej siną dal. W kuriozach się nurzasz, szalejesz do cna. I wszystko za frajer i wszystko bez cła. I tylko potem jakoś głupio i tylko potem trochę żal…
A teraz chwila prawdy: jak widać z datacji,wpisu dokonałem 1 kwietnia, co wyjaśnia wszystko. Tytuł i większość tekstu zaczerpnąłem z piosenki, którą wiele lat temu śpiewał Jan Kaczmarek.