Jak mi się powodzi
Wyniosłem już z piwnicy jakieś sto wiader wody i szykuję się na następne. Dlatego upraszam znajomych z innych części kraju o nie zadawanie mi w mailach (esemesach) pytań jak w tytule.
Z tych samych względów ogłaszam również abolicję dla spóźnialskich, nieobecnych, nieprzygotowanych i zapominalskich. Tych, co nie mogli znaleźć czynnego mostu, albo znaleźli wodę w laptopie. I studentów z Zakopanego, którzy nagle w środku maja wpadali w zaspę lub przerębel. Trzeba sobie jakoś radzić, jak to powiedział pewien góral zawiązując buta dżdżownicą…
Podobno ostatnia, siódma strefa ewakuacji dochodzi do ul. Lea. A więc to jeszcze nie paraliż, ale jakiś taki niedowład. Może zresztą za chwilę woda zacznie opadać? A może w piątek nie będzie zajęć? A może trzeba będzie znaleźć termin celem ich odrobienia? Sporo tych ,,może’’, tym niemniej trudno coś pewnego zaplanować ostatnimi czasy.
W poniedziałek, gdy niewiele jeszcze wskazywało, że powódź nawiedzi Kraków miasto było całkiem nieprzejezdne. Wystarczył metr wody pod Rondem Grunwaldzkim. Dziś, gdy Most Dębnicki drży, a barki znad Wisły zaraz popłyną do Śródmieścia, na ulicach ruch niewielki i autem można dotrzeć w różne miejsca łatwiej niż przed powodzią. Ciekawe zjawisko. Może ktoś napisze pracę magisterską na temat nieprzewidywalności ruchu miejskiego w sytuacjach zagrożenia. Zwłaszcza z perspektywy mieszkańca Bronowic (dzień dobry).
A wracając do aktu łaski, który ogłosiłem w związku z powodzią. To mam nadzieję, że i ja zostanę potraktowany ulgowo. Taką empatię polecam zwłaszcza Pani z II roku administracji studiów niestacjonarnych, która dziś dwukrotnie telefonowała z pytaniem jak zaliczyć przedmiot, z którego otrzymała w pierwszym terminie ocenę niedostateczną. Hm…, jak? Skutecznie.