Kobiety i parytety
Dziś Święto Kobiet, więc pozdrawiam wszystkie Czytelniczki tego bloga. A przy okazji dokonam analizy polityki równości płci w swoim zawodowym otoczeniu.
W katedrze, którą kieruję udało mi się osiągnąć równowagę w kategorii ,,wypromowani doktorzy’’. Wiele jednak wskazuje na to, że w tym roku panie zdobędą tam przewagę. Już ją mają w grupie doktoranci (9:3), stąd też chyba powinienem jakieś preferencje dla mężczyzn zastosować. Nie ma za to szans na szybkie wyrównanie relacji płci wśród etatowych pracowników Katedry; jak na razie tu akurat jest 3:1 na korzyść panów.
A jak to wygląda w Instytucie Politologii UP? Studentek jest oczywiście dużo więcej niż studentów, doktorantki dominują nad doktorantami. Ale pod względem zatrudnienia (w różnej formie) kobiety stanowią tu 42%.Wychodzi więc na to, że kilka pań należałoby jeszcze do pracy przyjąć, choć niektóre komórki (biblioteka i sekretariat) są już całkowicie sfeminizowane.
W pionie nauczycieli akademickich w IP UP, jak na razie idealna równowaga panuje tylko na poziomie magistrów (2:2). Przy doktorach widać przewagę kobiet (13:11), zmienia się to jednak w grupie habilitowanych (trzy panie, jedenastu panów), natomiast wśród profesorów belwederskich mamy już monopol facetów (5:0). Jeśli do tego dodać monokulturę płciową w kategorii władza (dyrekcja, rektor) to trąci już totalitaryzmem. Chyba, że weźmiemy pod uwagę płeć aktualnego ministra nauki, albo też prodziekana ds. politologii na Wydziale Humanistycznym UP, bo tu z kolei są same panie.
Jak widać analiza parytetów nie prowadzi do odkrywczych wniosków. Najłatwiej powiedzieć, że ludzie są po prostu różni: mężczyźni – kobiety; bogaci – biedni; wegetarianie – kanibale. Kazimierz Pawlak (bohater filmu ,,Sami swoi’’) pouczał swoją żonę, że Polska nie dzieli się na kresowych i obcych tylko na mądrych i głupich. Ale to już pole do popisu dla tropicieli innych parytetów.