Komisje, rady i narady
Ten fragment pracy na uczelni nie dotyczy bezpośrednio studentów. Choć mogą oni odczuć skutki posiedzeń różnych ciał kolegialnych, ponieważ niekiedy zdarza się, że z tej okazji zajęcia ,,przepadają’’. Na szczęście(?) w moim przypadku to raczej niemożliwe.
Spośród licznych komisji uczelnianych JMR powołał mnie tylko do jednej: statutowej. Ta pracowała intensywnie jesienią ubiegłego roku i teraz mam spokój. Rada Instytutu zbiera się ostatnio rzadko, więc nie narzekam. Najczęściej powinienem uczestniczyć w posiedzeniach Rady Wydziału. Są to zebrania zwykłe (raz w miesiącu) i tzw. kolokwia habilitacyjne (średnio raz na trzy miesiące).
Narady akademickie rządzą się swoimi prawami. Nawet jak jest wcześniej zaplanowany porządek, to i tak jeden punkt programu może rozciągnąć obrady w plus minus nieskończoność. Same kwestie proceduralne i formalne pochłaniają sporo czasu (np. łowy na członków komisji skrutacyjnych), do tego liczne głosowania (tajne i jawne) oraz tradycyjne akademickie dyskusje.
Frekwencja na tych zebraniach często ociera się o niezbędne minimum. Przełożeni posiadają ograniczone możliwości dyscyplinowania, za to potencjalni uczestnicy mają setki powodów do usprawiedliwienia swojej absencji. Ponieważ sam tu świeciłbym bardziej oczami niż dobrym przykładem, dlatego na dalszą część tego wpisu nałożę autocenzurę [—].