Radosna Niepodległość
Pojutrze narodowe święto, kolejna okazja do zadumy. Trochę nostalgicznej, trochę optymistycznej. Należę do pokolenia, które jeszcze dwadzieścia parę lat temu ,,Boże coś Polskę’’ śpiewało w wersji ,,Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie’’.
Zdążyłem poznać ludzi, którzy żyli, uczyli się, pracowali i walczyli w roku 1918. Słuchałem ich opowieści o tym dniu, o tym roku, o czasach walki o wolność i granice. Różne to były historie. Jak to zwykle bywa, najlepiej pamiętam te, które raczej do publikacji w wypisach szkolnych się nie nadają. Na przykład o wyzwoleniu dworku szlacheckiego na Wołyniu i gościnnym gospodarzu, który poczęstował naszych kawalerzystów taką gęstą nalewką, że położyli się pokotem jakby to była seria z karabinu maszynowego. Do tego nasłuchałem się ,,żurawiejek’’. Pułk wielkopolski pana Baszkowskiego (,,mojego’’ ułana) miał taką mniej chwalebną: Czy to świta, czy to dnieje, Siedemnasty zawsze wieje. Za to sąsiedni pułk piętnasty oceniany był już lepiej (choć nie za walkę): Wciąż gotowi do kochania, to ułani spod Poznania. I dynamiczny refren: lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń! Zwrotek było tyle ile pułków, przeważały teksty ostre, prosto z koszar. Bodajże najmocniejsze słowa dotyczyły artylerzystów, ale to się nie nadaje do publikacji (w eterze byłoby to tylko jedno długie piiii).
Widziałem świadectwa maturalne z tego okresu z dopiskiem ,,Obrońca Ojczyzny’’ – ponieważ abiturienci, zaraz po maturze zgłosili się na front. Czytałem w kronice szkolnej swojego liceum specjalną uchwałę młodzieży wzywającą do zaciągania się do wojska. Stary krawiec opowiadał mi o pogrzebie zasłużonego strażaka 11 listopada 1918 r. Na cmentarzu do konduktu żałobnego podbiegł telegrafista z poczty z informacją o wydarzeniach w Warszawie: rozbrajają Niemców, przyjechał Piłsudski, będzie polski rząd, niech żyje Polska! Wiadomości te zelektryzowały żałobników, pozostawiono trumnę i wszyscy udali się do centrum miasta, a potem pod pocztę, aby rozbroić oddział niemieckiej żandarmerii. Wtedy zginął 27-letni nauczyciel fizyki Stanisław Kączkowski.
Hm…, sam też mogę powspominać, bo uczestniczyłem w ostatnich nielegalnych i pierwszych legalnych obchodach 11 Listopada. W 1988 r. po mszy otwierałem w kościele wystawę poświęconą młodzieży walczącej o Polskę w 1918 r. Zacytowałem wtedy fragment książki Wojciecha Giełżyńskiego ,,Budowanie niepodległej’’: To te wyrostki wywalczyły niepodległość! Potem ze zniczami niewielką grupą przeszliśmy pod pomnik. Były pieśni patriotyczne, wieniec, kwiaty. Milicja i SB obserwowała, ale nie interweniowała. Choć w nocy ,,nieznani sprawcy’’ zepsuli wieniec, który miał kształt litery V, a po kilka dniach wezwano na przesłuchanie do komendy MO rozpoznanych uczestników tej nielegalnej demonstracji.
Rok później uroczystości były już legalne, mimo że jeszcze jakieś takie zaimprowizowane. Duży pochód w biały dzień, transparenty, orkiestra, milicjanci z goździkami. Wszyscy czuli się trochę niepewnie. Mur berliński dopiero co rozebrano, ale Ceausescu w Rumunii jeszcze się trzymał. W Polsce nadal były urzędy cenzury, wydziały policji politycznej oraz ruskie dywizje. I znów mogłem nawiązać publicznie do historii, ale nie do roku 1918, lecz do 1913, kiedy to w całym imperium rosyjskim obchodzono 300-lecie panowania dynastii Romanowów. Tym uroczystościom towarzyszył przepych i buta zaborcy, pewnego że będzie panował na polskiej ziemi następne trzy stulecia. Tymczasem kilka lat po tej rocznicy, nie było śladu po carskim imperium, ani po rodzinie imperatora. Nie takie potęgi upadały w historii – powiedziałem 11 listopada 1989 r.
Słuchając, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych opowieści kombatantów, nie myślałem że doczekałem zmian, na miarę tamtej jesieni 1918 r. A tymczasem, stało się! Orzeł w koronie, Wałęsa w Belwederze, Polska w NATO, Unia Europejska niemal w każdej zagrodzie. Wolność, modernizacja, a miejscami nawet dobrobyt. Więc czuję się szczęśliwy, że tego dożyłem. Bardzo się cieszę, że mogę to wszystko na własne oczy oglądać. Że mogę tym oczom wierzyć. I mam nadzieję, że nie będę ich musiał kiedyś przecierać.