Znów zbliża się koniec semestru, roku i czas egzaminów magisterskich. Pora na przypomnienie prawd niby oczywistych lecz wciąż ze zdumieniem odkrywanych przez wielu moich studentów i współpracowników. Niczym Franz Maurer rzekłbym, że nie chce mi się o tym gadać, ale skoro już zacząłem, to powiem jasno do końca: jeśli masz zwyczaj niedotrzymywania terminów, to lepiej omijaj mnie z daleka. W relacjach zawodowych kwestię wywiązywania się z obowiązków w określonym czasie traktuję tak samo poważnie jak merytoryczną i formalną stronę pracy. Tępię więc nie tylko bylejakość oraz ewentualne próby ściągania (plagiatu), ale i spóźnianie, przekładanie, nieuzasadnione umawianie się na ,,inny termin’’, a także próby wymuszenia indywidualnego czasu konsultacji z błahego powodu. A w okresie sesji zdarza się to często.
Przestrzegam więc wszystkich tych, którzy będą swoją nieterminowość tłumaczyli studiowaniem ,,innego kierunku’’. To znaczy, że mój kierunek jest traktowany jako ,,ten drugi’’?! Albo tłumaczenie obowiązkami z ,,innego przedmiotu’’. To znaczy, że mój przedmiot jest mniej ważny?! ,,Obowiązki w pracy’’? To proszę zdecydować, studia lub praca, skoro nie można tego pogodzić. Co tam jeszcze się wymyśla? ,,Zapomniałem, nie wiedziałem, nie zdążyłem, wyjeżdżam’’, itp., itd., etc. Nie ma zgody na takie usprawiedliwienia!
Tam gdzie pracuję jestem dostępny na ogólnych zasadach, wyznaczam dodatkowy czas konsultacji, oddane teksty czytam szybko, odpowiadam prawie na wszystkie maile (prawie – bo ostatnio ignoruję te z pytaniami o inny termin, albo z próbą potwierdzenia wypisanych jak wwwół godzin konsultacji). W zamian oczekuję profesjonalizmu, na który składa się też punktualność.
I tyle. Wyraźniej już tego napisać nie mogę.