Urlopowy szoking

Urlopowy szoking

Wypoczynek powinien dostarczać wrażeń. Czasami bardzo intensywnych. Jeśli są miłe, to warto je hołubić. Tak też uczynię.

W popularnych miejscach relaksu w Polsce łatwo spotkać kogoś znajomego. Wystarczy przespacerować się po Krupówkach w Zakopanem, po Monciaku w Sopocie, o krakowskim Rynku już nie wspominając. Ale idąc sobie po pustych obrzeżach Ojcowskiego Parku Narodowego nawet nie liczyłem, że będzie okazja komuś się ukłonić. Aż tu nagle spotkałem Ryśka Michalaka. To mój przyjaciel, choć ostatnio rzadko daje znaki życia, mieszkając  gdzieś tam na skraju Łużyc. Razem napisaliśmy ,,Historię polityczną Polski 1952-2002’’, ale na turystycznym szlaku jeszcze się nie zetknęliśmy. Rysiek trenował kiedyś boks, waży ze 100 kilo i regularnie pozbawia się owłosienia na głowie. Stąd też gdy zaczął wydawać nieartykułowane dźwięki i zbliżać się spiesznie, moje panie wpadły w lekki popłoch, ponieważ nikt z naszej wycieczki Ryśka początkowo nie rozpoznał. Odetchnęły jednak, gdy okazało się, że nieznany im osobnik rzucił mi się na szyję (a nie do szyi).

Drugi szok przeżyłem na Ślęży, magicznej górze na południe od Wrocławia, z której szczytu można podziwiać przepiękną panoramę całego Dolnego Śląska. Wejście na Ślężę to nie spacerek. Trzy godziny stromego marszu po kamieniach. Gdy zasapany doszedłem do schroniska, zobaczyłem tam ni mniej ni więcej tylko parę berneńczyków. Oczom uwierzyć nie mogłem, bo mój Tosiek po przejściu kilkuset metrów Młynówką kombinuje tylko jakby tu wrócić do domu, a gdybym mu kazał wejść na Ślężę to chyba od razu by zdechł. Wypytałem więc poczciwych właścicieli rzeczonych psów pasterskich jak im się udało zachęcić je do wejścia (cały czas myśląc o swoim nygusie). I okazało się, że to nie psa wina (że taki leniwy) lecz właściciela. Dowiedziałem się, ile trzeba z psem dziennie spacerować, aby się ,,rozchodził’’, że należy zrobić badanie stawów i EKG serca (psa rzecz jasna). Wysłuchałem tego wykładu i zmęczyłem się jeszcze bardziej.  A po powrocie do domu uściskałem swojego pupila: ,,Oj, dobrze stary, że ty taki nygus jesteś…’’.

Zdziwiłem się też niepomiernie na trasie rowerowej wzdłuż Wisły. Wracając z Okleśnej do Krakowa natrafiłem na niezwykłą ścieżkę. Widoki wspaniałe, oznakowanie (sic!) nowe, ławki i kosze na śmieci jeszcze nie zniszczone, wszędzie tablice o Unii Europejskiej, która to dobro współfinansowała. A teraz uwaga, gdzie jest ,,myk’’. Bo wszystko niby takie super, ale ścieżki nie ma!  Zarosła i zniknęła pod chaszczami, do których rowerzysta potrzebowałby maczety. I tak tubylcy naciągnęli UE na kasę, zbudowali co trzeba. Tylko kto teraz o to zadba?

To fajnie, że dopiero połowa sierpnia i jeszcze tyle dziwów wakacyjnych będzie można doświadczyć.

/ Bez kategorii

Share the Post

About the Author