Obecność nieobowiązkowa
Moje wpisy o punktualności (z 1 lutego) i ,,Dekalog współpracy’’ mogą kojarzyć się dość rygorystycznie. Teraz pora na odrobinę luzu…
Powiem szczerze, że do obecności studentów na zajęciach mam stosunek ambiwalentny. Albo inaczej: bliższa mi jest w tej sprawie słowiańska niefrasobliwość niż germański ,,Ordnung muss sein”. Może bierze się to stąd, że w czasach studenckich sam nie dawałem dobrego przykładu, a może wynika to z wiedzy o hierarchii ważności spraw młodego pokolenia, ogólnej przytomności umysłu. Dość powiedzieć, że za nieobecność na zajęciach nikt u mnie jeszcze gorszej oceny nie miał. Nie pamiętam dokładnie co na ten temat mówi regulamin studiów, ale daje on jakiś margines swobody osobie prowadzącej zajęcia. Jak wiadomo dzienników na studiach nie ma, więc obecność sprawdza się najwyżej według listy. Sporządzam ją rzadko, a gubię często.
Oczywiście jak każdy normalny profesor chcę aby na moje zajęcia studenci przychodzili. Stosuję w tym celu szereg wyrafinowanych metod. Poza standardowym przygotowaniem na wykładach rozdaję niekiedy bonusy: za poprawne rozwiązanie problemu, czy znalezienie odpowiedzi na pytanie. W wersji ,,economic’’ to jest jakiś plusik, a w wersji ,,comfort’’ zdarza się, że nagrodą za poprawną odpowiedź jest zwolnienie z egzaminu, albo propozycja oceny końcowej (np. 4 na ,,dzień dobry’’). Często też robię symulacje egzaminu, podając próbne pytania w wersji testowej, opisowej itd. Mam więc nadzieję, że studenci którzy chodzą na moje zajęcia są przekonani, że to im się opłaca.
Nieobecni nie powinni się bać. Rozumiem, że mają ważniejsze sprawy na głowie: nauka na drugim kierunku, praca, miłość (hm… może kolejność powinna być odwrotna). Jak są mądrzy (a ci zapracowani, obciążeni zajęciami i zakochani, najczęściej są), to sobie poradzą. A jak nie, to i mój wykład im nie pomoże. Najgorzej mają ci, którzy przychodzą z musu. Chcą się pokazać, że byli, może na listę się wpisać, akurat mieli czas, przyszli przypadkiem, albo w ramach wzmacniania pozytywnego PR u profesora. Ale wykład ich nudzi, kręcą się, zerkają niedyskretnie na zegarek, a tęskniący za inteligencją wzrok kierują na atrakcyjne koleżanki (kolegów). Ich tępię! Bo przychodzi taki (taka), zabiera miejsce, czas i powietrze a niewiele z tej obecności jest pożytku. Dlatego wyjaśniam to co w tytule.