Frekwencja zobowiązuje
Wbrew powszechnym utyskiwaniom Polacy głosują coraz chętniej. Dlatego też coraz lepiej powinniśmy wybierać. Frekwencja, jak szlachectwo, zobowiązuje.
Wynik uczestnictwa w ostatnich wyborów (średnio 47%) przyniósł rekord w historii samorządowych elekcji. W każdej kategorii powszechnych głosowań ostatnie z nich było pod tym względem lepsze od poprzedniego. Dotyczy to referendum w 2003 r., wyborów parlamentarnych (2007), eurowyborów (2009), wyborów prezydenckich (2010) i samorządowych (2010).
Przypominam o tym, bo ostatnio recenzując różne teksty kilkakrotnie natknąłem się na komunały w stylu ,,frekwencja jest coraz niższa’’, ,,ludzie coraz rzadziej chodzą na wybory’’ itp. Tymczasem fakty mówią co innego. A osoby komentujące i oceniające politykę powinny przede wszystkim mieć szacunek dla faktów.
Jak wiadomo niska frekwencja sprzyja ugrupowaniom opartym na twardym elektoracie. Wyborca kapryśny, często deklaruje, że będzie głosował, a tak naprawdę pojedzie na weekend w góry lub doliny. Wtedy elekcję rozstrzygają wyborcy zdecydowani, którzy nie tylko od początku wiedzą na kogo zagłosują (a raczej przeciwko komu), ale jeszcze na wszelki wypadek ankieterom odpowiedzą, że są ,,niezdecydowani’’.
Jednak w tych wyborach (a jesteśmy przed drugą turą), frekwencja ma szczególne znaczenie. Bowiem na tej podstawie zostanie wybrany nie tylko szef gminy, ale frekwencja również będzie miała znaczenie przy jego ewentualnym odwołaniu w drodze referendum (potrzebne jest 60% z elekcji przy jego wyborze). A więc np. wyobraźmy sobie, że niska frekwencja (a taka będzie zapewne w wielu miastach) spowoduje, że za dwa tygodnie jakiś prezydent miasta wygra wybory na bazie 30-procentowej obecności obywateli przy urnie. Oznacza to, że za rok o tej porze będzie można go odwołać w referendum już przy 20% frekwencji. Tak stało się w ubiegłej kadencji w Łodzi, Częstochowie, Olsztynie i Zduńskiej Woli. Po raz pierwszy w historii polskiego samorządu odwołano tam prezydentów miast, a wśród wielu czynników zadecydowała o tym niska frekwencja z II tury wyborów. Niech więc ci, którzy wygrają wybory 5 grudnia przy niskiej frekwencji, uważają, bo za jakiś czas wyborcy mogę zrobić im III turę, w postaci referendum.