Widziałem żubra cień
Podczas gdy Kraków opanowały mrozy, mgły i korki, pojechałem w okolice polskiego bieguna zimna, czyli na Podlasie, a konkretnie do Białowieży.
Konferencję zorganizował tam oddział IPN w Białymstoku. Poza obradami w programie było zwiedzanie Białowieskiego Parku Narodowego oraz Muzeum przyrodniczo-leśnego (w dawnym pałacu carskim). Ale dla poszukiwacza regionalnych odmienności w Białowieży jest dużo więcej atrakcji.
Klimat tam iście rusko-białoruski. Mam na myśli aurę i społeczność. Tubylcy mówią z charakterystycznym wschodnim zaśpiewem, w okolicy dominują drewniane domki, całość przypomina bardziej chutor zza Buga niż tradycyjną polską wieś. Ceny w sklepach można uznać za chrześcijańskie (tak dawniej żydzi reklamowali swoje towary: ,,U nas ceny chrześcijańskie’’). Pamiątki po rosyjskim zaborcy są tu przedmiotem kultu. W Hotelu Białowieskim w pokojach na ścianach wiszą zdjęcia z wizyty cara Mikołaja II wraz z rodziną w miejscowej cerkwi (1910 r.). Z głośników płyną ,,Bjałyje rozy’’ i inne szlagiery naszych sąsiadów. Ornamentyka pomieszczeń typowo wschodnia, może nawet z bizantyjskimi aspiracjami.
Trudno w skrócie opisać wrażenia z wycieczki w takie miejsce, w czasie taaakich mrozów. Podekscytowany notowałem w pamięci wszystkie niezwykłe szczegóły etnograficzne. Podczas zwiedzania parku zobaczyłem żubry, wilki, łosie, rysie oraz żubronia, czyli krzyżówkę żubra i krowy hodowlanej. Zrobiłem zdjęcie temu mutantowi, a potem wysłałem przyjacielowi sms o treści: ,,Jestem w Puszczy Białowieskiej i widzę żubro-krowę!’’. Jego odpowiedź (,,To świetnie, ale nie pij już więcej’’), przypomniała mi, że są tu jeszcze inne atrakcje. Na szczęście pamiętali o tym również życzliwi kresowiacy i samogonką własnej produkcji dopełnili pakiet upojnych doznań.
Jednym słowem, wrażeń moc. A kto nie wierzy, niech jedzie do Białowieży.